Wygrana Matyjaszczyka w wyborach prezydenckich radykalnie zmieniła układ sił w częstochowskim SLD – młodzi bez skrupułów rozprawili się z dawnymi baronami. Starsze pokolenie wylądowało na śmietniku historii. Kto dziś pamięta Ewę Janik, Marka Lewandowskiego, Jacka Kasprzyka czy Wiesława Wiatraka? Swego czasu pełnili najwyższe funkcje w strukturach partii i to nie tylko na szczeblu lokalnym. Co sprawiło, że bez walki ustąpili miejsca swoim wychowankom? Gdzie dziś są i co robią? Specjalnie dla Tygodnika „7dni” przerywają milczenie.
- Gdzie jest dziś jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy dawnej lewicy częstochowskiej?
- Wreszcie jest sytuacja, o której marzyłem, czyli robię to, co jest moim hobby, a nie moim zawodem czy zajęciem. Oczywiście Marek Lewandowski jest zawsze ten sam, zawsze lewicowy. Cieszę się sukcesami, a martwię porażkami. Swego czasu ogłosiłem swój testament – powiedziałem wówczas, że wycofuję się z polityki, a przekonały mnie do tego wyniki ostatnich wyborów.
Obecnie pracuję w dużym koncernie. Jestem dyrektorem. Życzyłby każdemu takiej pracy.
- Zatrzymajmy się na chwilę na owym „testamencie”, mniej lub bardziej dobrowolnym. Czyżby Marka Lewandowskiego zmarginalizowano?
- To naturalny proces. Ja należę do ludzi, których nie można zmarginalizować na siłę, nie można pokonać. Nie odniosłem żadnych obrażeń – mnie można co najwyżej zabić – ale nie widzę, by nowi ludzie na lewicy mnie poranili. Dziś patrzę na lokalną politykę zupełnie inaczej, bo nie mam marzeń czy tęsknot związanych z pełnieniem ważnych funkcji. Założyliśmy w gronie znajomych klub o nazwie Loża. Są wśród nas byli wojewodowie, parlamentarzyści, są też ludzie z tytułami naukowymi. Rzeczywiście był taki moment, gdy mieliśmy wizję stworzenia czegoś na wzór ciała doradczego dla częstochowskiej lewicy. Nie było zainteresowania, doszliśmy więc do wniosku, że nasze towarzystwo nam wystarczy. Taką postawę naszych młodszych kolegów oceniam jako chorobę dziecięcości. Ale to minie, oni z tego wyrosną. Posag, który im pozostawiliśmy, dziś procentuje – są u władzy. Chociaż rzeczywiście są inni niż my.
- Krzysztof Matyjaszczyk – pierwsze skojarzenie…
- Dobry, przepełniony troską o ludzi, o mieszkańców i o demokratyczne wartości. Zaprzeczenie Tadeusza Wrony. Częstochowa kiedyś to miasto kominów przemysłowych, a dzisiaj kościołów, hipermarketów – to trochę za mało. I to jest wyzwanie dla nowego prezydenta.
Ja wiem, jest to dość powszechna opinia, że jakoby należy się dzielić stanowiskami, gdy zdobędzie się władzę. Ale torcik jest maleńki, każdy kto się tam dopycha, zmniejsza porcje dla tych ważniejszych. Jestem ortodoksyjnym liberałem i mówię: „bierze się dobrych”. To jest miasto, to jest „firma” i trzeba dobrze tu zarządzać. I jeszcze jedna uwaga – Krzysztof Matyjaszczyk nie ma konkurencji, bo kogo? Tego, co zaproponował budowę plastikowego papieża?
- Marek Balt…
- To jest człowiek na te czasy, może nie jest koncyliacyjny [pojednawczy, polubowny – przyp. red.], może niezbyt zgrabny w tych swoich odruchach politycznych. Z całą pewnością jednak Marek Balt to autentyczne zwierzę polityczne – przyszłościowy, prawy, szczery do bólu. Ja żałuję, że nie był moim asystentem. Myślę, że zaszczepiłbym w nim kilka zasad, których ma braki. Chociaż w ostatnim czasie widać, że i tak jest już lepiej. Sądzę, że trochę ma zbyt mało pokory w stosunku do wyborców także. Być może wydaje mu się, że PR i marketing załatwią wszystko. Z czasem jednak nabierze ogłady i pokory. Polityk lewicy musi pachnieć chlebem – od czasu do czasu dobrym alkoholem, ale przede wszystkim chlebem – nie cygarem, i nie kawiorem. Wtedy ludzie będą garnąć się do niego i stanie się naturalnym liderem, a nie dlatego, że ogłasza: „jestem znakomity, jestem liderem”.
- Innymi słowy: ostry polityk – dobry polityk...
- Ja pamiętam, kiedyś była taka moda, że co pewien czas bojówki KPN-u przychodziły pod biuro i próbowały agresywnie traktować ludzi przychodzących na tak zwana ścianę płaczu. Byli naprawdę agresywni. Wyszedłem do nich i powiedziałem, „że im jaja odstrzelę”... Tylko, czy to jest w mojej naturze odstrzeliwać cokolwiek, chociaż im się to należało? Zaraz zrobili donos do prokuratury, postępowanie karne, no… potem zostało umorzone. I wówczas większość ludzi z mojego otoczenia twierdziło, że dobrze, bo wreszcie ktoś na nich warknął. Nie można pewnych norm przekraczać, a oni przekroczyli. Dziś, rzecz jasna, są inne realia. Ma się pretensje do Balta, że jest ostry, taki bezkompromisowy i rzeczywiście są to trochę odruchy egoistyczne, i dobrze.
- Zbliżają się wybory samorządowe, zdaniem Marka Lewandowskiego, kto je wygra?
- Polska to biedny kraj, Częstochowa to biedne miasto – nie oczekujmy zbyt wiele. Polacy to konserwatywny i prawicowy wyborca. Jeżeli 20 proc. ludzi ma skłonności lewicowe, to... daj Boże.
- Czy to znaczy, że lewica nigdy nie będzie rządzić?
- Prognozy są niekorzystne. Chociaż tak na koniec przyznam się, że nie wiem, jaki będzie scenariusz. Na co dzień uciekam od lokalnych spraw, także od polityki.
- Ponawiam pytanie: kto wygra w Częstochowie?
- Matyjaszczyk, bo nie ma przeciwnika.
- Ale do wyborów mamy jeszcze trochę czasu, może się ktoś pojawi…
- Nie pojawi się, nie łatwo rodzi się lider, nie łatwo. To już teraz, w tej chwili musiałyby pewne kręgi, pewne grupy mieszkańców podjąć działania. Partie polityczne u nas w mieście to weterani, raczej bez szans. Dobry ruch zrobił Matyjaszczyk, że przestał być liderem partii. Niech partia żyje swoim życiem, bez udziału prezydenta. Teraz musi pokazać, że jest prezydentem wszystkich częstochowian, musi przeprowadzić własne, autorskie inicjatywy.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Renata R. Kluczna
Marek Lewandowski – urodzony w Ciechocinku. W PRL-u był milicjantem w stopniu majora, służył m.in. w ZOMO. W 1978 r. ukończył studia w Akademii Spraw Wewnętrznych. Jako członek PZPR był pierwszym sekretarzem Komitetu Miejskiego w Częstochowie. Następnie był jednym z założycieli Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej. Był posłem ziemi częstochowskiej II i III kadencji. Do Sejmu dostał się z listy SLD. Przed kolejnymi wyborami nie został wpisany na listę wyborczą. Później pracował w MSWiA. Był także radnym sejmiku śląskiego przez część I kadencji. W 2005 roku bez powodzenia próbował powrócić do parlamentu jako kandydat SLD do Senatu. Obecnie pracuje w firmie Złomrex i prowadzi własną firmę doradczą.
Często popadał w konflikty z kościołem. Gdy w 1995 roku przeor klasztoru paulinów oznajmił, że bramy sanktuarium są zamknięte „dla ludzi spod znaku sierpa i młota, choćby sięgali po najwyższe godności”, wydał oświadczenie: „Ja, Marek Lewandowski, poseł ziemi częstochowskiej, agnostyk, a więc ze stygmatem neopoganina, pragnę zwrócić ojcu paulinowi uwagę na niestosowność takiej decyzji (…) Jeżeliby ci ze znakiem sierpa i młota 16 stycznia 1945 r. nie uratowali Jasnej Góry, zapewne nie byłoby skąd wygłaszać tych złych słów (…) Panie i Panowie! Wielu w Polsce, ja również, nie rozstaje się z kościołem, ale przede wszystkim z niektórymi ludźmi kościoła, którzy niestety, jak mówi Gombrowicz, budzą polskiego idiotę, kołtuna i dewota”.