Zapatrzeni we własną przeszłość nie dostrzegamy nieszczęść bliskich sąsiadów. Modna dziś historia alternatywna otworzyła ożywioną dyskusję rozważającą, co by było, gdyby w 1939 r. Polska zdecydowała się na alians z hitlerowskimi Niemcami. Brak było w tych dyskusjach odniesień do bliskich analogii. Wszak Polska była wyjątkiem w gronie państw i narodów Europy Środkowej. W obliczu diabelskiej alternatywy miedzy totalitaryzmami Hitlera i Stalina większość jako mniejsze zło wybrało Niemcy.
Węgry były w specyficznej sytuacji. Były największym przegranym I wojny światowej, pokój w Trianon pozbawił Królestwo Węgierskie ziem należących do ich państw od średniowiecza, zamieszkałych przez 3 mln. Węgrów. Był to więc dramat porównywalny z rozbiorami Polski. Skutkiem klęski nastąpił całkowity rozpad państwa, powstała na gruzach Węgierska Republika Rad stała się doświadczeniem krwawych zbrodni komunistycznych. Byt państwa uratował admirał Miklos Horthy; był on dla naszych „bratanków” tym, czym dla nas Piłsudski. Tożsamość przedwojennych Węgrów budowała się na resentymentach: „nie, nie, nigdy” - prawdziwy Węgier miał nigdy nie pogodzić się z krzywdą pokoju w Trianon. W takiej sytuacji nie dziwmy się, że naturalnym sojusznikiem Węgier były dążące do rewizji wyniku I wojny światowej Niemcy.
Trudno nam oceniać negatywnie ostrożną i wyważoną politykę kolaboracji admirała Horthy; wszak mimo brutalnego nacisku Hitlera nie pozwolił na tranzyt przez terytoria węgierskie niemieckich wojsk inwazyjnych w 1939 r. Ponad 150 tys. Polaków uzyskało możliwość schronienia na Węgrzech, ponad 35 tys. żołnierzy, bez problemu, przedostało się przez Węgry do tworzonej we Francji armii Sikorskiego. Ceną za ochronę wewnętrznej suwerenności był udział wojsk węgierskich w wojnie z ZSRR. Blisko 100 tys. armia węgierska przestała istnieć po bitwie stalingradzkiej.
Ta decydująca o przetrwaniu ZSRR bitwa przesądziła także los Węgier. Następstwem była konferencja w Teheranie i przyjęcie stalinowskiej wizji podziału Europy na strefy wpływów.
Wiosną 1943 r. dyplomacja rumuńska poufnie powiadomiła premiera Sikorskiego, że czarnomorskie wybrzeże nie jest przygotowane i nie będzie bronione w przypadku inwazji aliantów. Równolegle dyskretnie dyplomaci węgierscy sygnalizowali możliwość zmiany sojuszy w przypadku inwazji aliantów na Bałkany. W połowie 1943 r. doszło do przewrotu we Włoszech, aresztowania Mussoliniego i wycofania się państwa włoskiego z koalicji hitlerowskiej.
Nie jestem zwolennikiem historii alternatywnej, ale gdyby w II połowie 1943 r. nastąpił, zgodnie z planem Churchilla, desant amerykańsko-angielski w Bałkanach, latem 1944 r linia frontu sięgnęłaby granicy polskiej. Tylko wówczas sens wojskowy i polityczny miałoby powstanie planowane jako akcja „Burza”. Niestety, los Warszawy i Budapesztu rozstrzygnął się w Teheranie. Zgodnie z ustaleniami konferencji, Roosevelt – szanując podział na strefy wpływów – zdecydował o desancie na Półwysep Apeniński; front aliancki utknął jesienią 1943 r. pod Monte Cassino.
W styczniu 1944 r. wojska radzieckie przekroczyły przedwojenną granicę Polski. W marcu zbliżały się do karpackiej bramy na Węgry. Admirał Horthy kanałami dyplomatycznymi zaproponował podpisanie zawieszenia broni, a w perspektywie - sojusz z Wlk. Brytania i Stanami Zjednoczonymi. Propozycja została odrzucona, zasugerowano, by Horthy w tej sprawie rozmawiał z ZSRR. Zdecydowano się na taka próbę, korzystając z pośrednictwa komunistycznego lidera jugosłowiańskiej partyzantki Josipa Bros- Tito. Uprzedzając fakty, Niemcy zdecydowali o wprowadzeniu wojskowej okupacji Węgier. Wymusili na Horthym zmianę premiera – nowym został Dome Sztojay; proniemiecki polityk. Latem, pod osłoną wojsk okupacyjnych, Niemcy rozpoczęli akcję likwidacji Żydów węgierskich. Raz jeszcze, w sierpniu 1944 r., admirał Horthy próbował odzyskać suwerenność swojego kraju. Po zdymisjonowaniu Sztojaya nowy premier Geza Lakatos wstrzymał deportacje Żydów. Ponownie rozpoczęto poufne rozmowy z aliantami. 25 sierpnia przeszła na stronę radziecką armia rumuńską. Nagrodą dla Rumunii miał być zamieszkały przez Węgrów Siedmiogród. W obronie historycznej krainy rozpoczęła walkę, licząca 190 tys. żołnierzy, armia węgierska.
W październiku armia radziecka wkroczyła na obszar państwa węgierskiego. 15 października admirał Horthy otwarcie wystąpił do dowództwa sowieckiego z propozycją rozejmu. Reakcja niemiecka był brutalna i błyskawiczna. Przebrani w mundury komunistycznych partyzantów spadochroniarze Otto Skorzennego porwali syna admirała. Szantażowany regent złożył władze. Nowym dyktatorem Węgier został lider skrajnie prawicowej organizacji Strzałokrzyżowców Ferenc Szalasi. 18 października niemiecki dowódca wojsk broniących Siedmiogrodu gen. Heinrici powiadomił dowódcę armii wegierskiej gen. Belę Miklosa o przygotowywanym aresztowaniu. Ostrzeżony gen. Miklos przedarł się przez zaśnieżone Karpaty do Leska, tam ogłosił się premierem sprzymierzonego z ZSRR niepodległego państwa węgierskiego. W listopadzie rząd Miklosa rozpoczął funkcjonowanie w zajętym przez wojska Rodiona Malinowskiego Debreczynie.
Miklos nie dysponował żadną realną siłą. W rozsypce było państwo i regularna armia węgierska. Po upadku Horthego aresztowano szefa sztabu gen. Ferenca Szombathelyiego i większość wyższych oficerów. Szalasi rozpaczliwie próbował odtwarzać siły zbrojne, z jego poręki gen. Ferenc Feketehalmy- Czeydner zaczął tworzyć węgierskie oddziały Waffen SS. Nie brakowało ochotników, bo to już nie chodziło o walkę dla Hitlera, o taką czy inna ideologię, lecz o obronę własnego domu przed bezlitosnym wrogiem. Zbyt dobrze pamiętano czasy komunistycznego panowania w 1919 r; docierały informacje o morderstwach, gwałtach i rabunkach dokonywanych przez żołnierzy sowieckiej armii w Siedmiogrodzie i w Debreczynie.
Z takich właśnie ochotników z Waffen SS sformowano węgierskie siły przeznaczone do obrony Budapesztu. Dowództwo obrony Festung Budapest Hitler powierzył generałowi SS Karlowi Wildenbruchowi; dysponował on liczącym ok 100 tys. żołnierzy XI Korpusem Waffen SS. Przeciwko broniącym Budapeszt skierowano siły dowodzonego przez Rodiona Malinowskiego Frontu Ukraińskiego liczące 500 tys. żołnierzy, w tym 170 tys. skierowano bezpośrednio do zdobywania miasta.
W połowie grudnia na Budapeszt spadł huragan ognia artyleryjskiego. Potem nastąpiły bombardowania lotnicze. W mieście było ponad 800 tys. ludności cywilnej; mieszkańców i uciekinierów przed zbliżającym się frontem. Większość ludzi nie wierzyło, że Budapeszt będzie się bronił. Nie zarządzono ewakuacji, nie zapewniono zapasów pożywienia i leków dla cywili. 22 grudnia 15 sowieckich dywizji dysponujących 3 tys. czołgów uderzyło na Budapeszt. 24 grudnia zamknięty został pierścień oblężenia. Gen. Wildenbruch ogłosił drakońskie prawa „wojenne”, grożąc rozstrzeliwaniem każdego, kto poddaje się panice lub w ten czy inny sposób pomaga wrogowi. 29 grudnia gen. Malinowski wysłał parlamentarzystów z propozycją kapitulacji. Oferta ta został odrzucona; osobiście Hitler żądał możliwie długiej obrony naddunajskiego miasta. Nieszczęsny traf albo świadoma prowokacja SS spowodowała zabicie parlamentarzystów, gdy wracali do swoich. Od tej chwili obrońcy Festung Budapeszt wiedzieli, że wróg nie będzie miał dla nich litości.
Sześć tygodni trwały zacięte walki o każdy dom, każdą ulicę. Ostania próba przebicia się przez pierścień oblężenia przez odsiecz niemiecką nastąpiła 1 stycznia. Potem obrońcy liczyć mogli tylko na zrzuty powietrzne. Z wojskowego punktu widzenia ta rozpaczliwa walka nie miała sensu. Sowieci mogli zablokować garnizon budapesztański i kontynuować ofensywę na Wiedeń. Dla Niemców, po 12 stycznia, gdy ruszyła ofensywa sowiecka w Polsce, wiadomym było, że wojna jest już przegrana. Ich śmierć w Budapeszcie nikomu już nie była potrzebna. Mimo to walczono, nie licząc się z nikim i z niczym. 15 stycznia gen Wildenbruch informował sztab generalny: „... brakuje amunicji artyleryjskiej, paliwo jest na wyczerpaniu, sytuacja zaopatrzeniowa jest krytyczny, stan rannych katastrofalny...”. Mimo tego Hitler nakazał kontynuować obronę. 17 stycznia wojska niemieckie wycofały się z Pesztu do Budy. Mimo sprzeciwu Węgrów wsadzono zabytkowe mosty na Dunaju; zginęło przy tym ponad 300 cywili. 11 lutego resztki wojsk niemieckich broniły się już tylko na Górze Zamkowej. Obszar 1 km kw., zasiedlony przez 70 tys. mieszkańców, zasypywany był lawiną pocisków artyleryjskich i lotniczych. To już nie była walka, to była rzeźnia. 13 lutego Wildenbrucht zdecydował się wywiesić białe flagi. Zginęło w czasie tych walk blisko 100 tys. żołnierzy niemieckich i węgierskich. Straty po stronie sowieckiej szacowano na 80 tys. zabitych, 250 tys. rannych.
Dla ludności cywilnej kapitulacja nie oznaczała końca piekła. Zwyczajem wzorowanym na Dżingis- Chanie, Rodion Malinowski pozwolił swoim żołnierzom przez dwa dni hulać po zdobytym mieście. W tym szale zamordowano blisko 40 tys. mieszkańców, zgwałcono ponad 50 tys. kobiet. Rabowano wszystko, co miało jakąś wartość.
O tym nie wolno było pamiętać. Stalinizm na Węgrzech był bez porównania bardziej okrutny niż w Polsce. Pierwszymi ofiarami „nowej władzy” byli oficerowie z armii gen. Horthego. Uwięziony przez Szalasiego szef sztabu węgierskiej armii Ferenc Szambathelyi, wydany został jugosłowiańskim komunistom; zginął męczeńską śmiercią na palu. W publicznych egzekucjach zgładzono Szalasiego i twórcę węgierskich Waffen SS Czeydner. Szeregowych żołnierzy wywożono na Sybir, do sowieckich łagrów. Do 1990 r. pamięć o ich losie, tak jak i pamięć o zagładzie Budapesztu, nie istniała w oficjalnym życiu publicznym.
Nie było sprawą przypadku, że w listopadzie 1956 r. do tłumienia węgierskiego powstania wysłano żołnierzy z Ukrainy. Łatwo ich było przekonać, że powtarza się rok 1945, że kontrrewolucja doprowadzi do walk równie krwawych jak 11 lat wcześniej. Stąd okrucieństwo sowieckich żołnierzy...
Możemy bawić się, tworząc własne wizje alternatywnej historii. Czy Polska miała większe szanse, gdyby zgodziła się na sojusz z Hitlerem ? Może tak, może nie... Może zamiast pomników Powstania Warszawskiego mielibyśmy ukrytą w sercu traumę po zagładzie Festung Warschau, bronionej równie desperacko jak Budapeszt w 1945 r.?